wtorek, 20 marca 2012

Panie i Panowie, Ladies and Gentlemen, meine Damen und Herren... przed Państwem: WIOSNA!

Gdybym miała taką moc - zima trwałaby zaledwie miesiąc. Tak dla przypomnienia jak wygląda śnieg. Tymczasem dzięki Bogu i kalendarzowi ta biała (czy raczej chlapo-błotnista i mało elegancka) dama w końcu sobie poszła.

To jeden z moich ulubionych dni w roku. 

Uwielbiam patrzeć jak P. stęskniony pierwszych wiosennych promieni słonecznych tłumnie wylega na ulice i falą roześmianych rodzin zalewa miejskie parki. Idąc wczesnym rankiem do pracy, kocham patrzeć jak wypręża się do nieba zziębniętymi dachami kamienic i powoli otwiera zaspane okna. Mgła unosząca się w powietrzu powoli opada, a wierzby przeciągają się po nocy i ziewają leniwie, leciutko kołysząc pierwszymi zielonymi gałązkami. Idąc tak w dół ulicą Kościuszki, uśmiecham się do siebie i myślę jak mają się po zimie kwiaty na moim rowerze. Z niecierpliwością czekam na pierwsze ciepłe wieczory. Znów marzą mi się spacery do późnej nocy z moim M. za rękę i  niekończące się rozmowy przy Fortunie w Stajence Pegaza. Jeszcze kilka dni, może tygodni. To już niewiele. Uśmiecham się jeszcze szerzej. Słońce delikatnie muska mnie po roześmianych policzkach. 
To będzie dobry dzień...


A na dobry początek wiosny - bomba witaminowa.


KOKTAJL PIETRUSZKOWY

(przepis to zmodyfikowana wersja koktajlu M. Makarowskiej z książki "Jedz pysznie..."

pęczek natki pietruszki
pomarańcza
jabłko
kiwi
trochę soku z cytryny
ewentualnie odrobina miodu
500ml wody mineralnej

Owoce obrać i pokroić na drobne kawałki. Pietruszkę posiekać. Wszystko włożyć do miski, wlać sok z cytryny i zmiksować blenderem na gładko. Dolać wodę i ewentualnie posłodzić miodem. Schłodzić.



PS. Zachęcam do zaplanowania na najbliższy weekend odkopania, odkurzenia i uruchomienia rowerów! 

Pozdrawiam słonecznie,
paniKa

piątek, 2 marca 2012

mały trybik w wielkiej machinie wszechświata....

pędząc wczoraj wieczorem z pracy do domu na bramie jednego z mijanych po drodze kościołów kątem oka dostrzegłam plakat: "Rekolekcje dla zabieganych". Wstyd się przyznać, ale nawet nie zatrzymałam się na sekundę, by dowiedzieć się czegoś więcej. Nie miałam nawet siły stanąć na chwilę, by poszukać tam jakichś terminów, godzin czy miejsc.  Jednak, gdy wsiadłam do tramwaju z gracją godną słonia w składzie porcelany,  potrącając kolejnych współpasażerów statywem przypiętym do mojego kilkunastu-kilogramowego plecaka  i bez przerwy przepraszając za moją niezdarność, zaczęłam zastanawiać się jak bardzo zabieganym trzeba być, by nie znaleźć czasu nawet na przeczytanie informacji o nadchodzących rekolekcjach, nie mówiąc już o samym w nich udziale. Ile z mojej codziennej gonitwy to faktyczne zabieganie, a ile to zła organizacja czasu? Kiedyś znajomy powiedział mi, że gdy poczuję, że już kompletnie na wszystko brakuje mi czasu to znak, że muszę dobrać sobie więcej zajęć =/ Czy to właśnie ten moment? 

Tkwiąc w takim też przekonaniu, podjęłam się sesji zdjęciowej, charakteryzując modeli na członków mafii. Ogółem rzecz biorąc, przedsięwzięcie nader czasochłonne. O dziwo czasu nagle mi nie przybyło :(








































Z góry zatem przepraszam stałych czytelników za brak systematyczności w pisaniu. Nie zrobiłam ostatnio nawet jednego zdjęcia potrawom, które ugotowałam. Obiady zwykle jedzone były w biegu i znikały zanim zdążyłam wyjąć z plecaka aparat. Muszę nadgonić zaległości uczelniane i przekopać sterty papierów z pracy. Jak tylko się z tym uporam, wrócę z nowymi pysznościami i pomysłami. 
Tymczasem lecę dalej napędzać codzienności mechanizm.
Ja - ten mały trybik w wielkiej machinie wszechświata...