Gdybym miała taką moc - zima trwałaby zaledwie miesiąc. Tak dla przypomnienia jak wygląda śnieg. Tymczasem dzięki Bogu i kalendarzowi ta biała (czy raczej chlapo-błotnista i mało elegancka) dama w końcu sobie poszła.
To jeden z moich ulubionych dni w roku.
Uwielbiam patrzeć jak P. stęskniony pierwszych wiosennych promieni słonecznych tłumnie wylega na ulice i falą roześmianych rodzin zalewa miejskie parki. Idąc wczesnym rankiem do pracy, kocham patrzeć jak wypręża się do nieba zziębniętymi dachami kamienic i powoli otwiera zaspane okna. Mgła unosząca się w powietrzu powoli opada, a wierzby przeciągają się po nocy i ziewają leniwie, leciutko kołysząc pierwszymi zielonymi gałązkami. Idąc tak w dół ulicą Kościuszki, uśmiecham się do siebie i myślę jak mają się po zimie kwiaty na moim rowerze. Z niecierpliwością czekam na pierwsze ciepłe wieczory. Znów marzą mi się spacery do późnej nocy z moim M. za rękę i niekończące się rozmowy przy Fortunie w Stajence Pegaza. Jeszcze kilka dni, może tygodni. To już niewiele. Uśmiecham się jeszcze szerzej. Słońce delikatnie muska mnie po roześmianych policzkach.
To będzie dobry dzień...
A na dobry początek wiosny - bomba witaminowa.
KOKTAJL PIETRUSZKOWY
(przepis to zmodyfikowana wersja koktajlu M. Makarowskiej z książki "Jedz pysznie..."
pęczek natki pietruszki
pomarańcza
jabłko
kiwi
trochę soku z cytryny
ewentualnie odrobina miodu
500ml wody mineralnej
Owoce obrać i pokroić na drobne kawałki. Pietruszkę posiekać. Wszystko włożyć do miski, wlać sok z cytryny i zmiksować blenderem na gładko. Dolać wodę i ewentualnie posłodzić miodem. Schłodzić.
PS. Zachęcam do zaplanowania na najbliższy weekend odkopania, odkurzenia i uruchomienia rowerów!
Pozdrawiam słonecznie,
paniKa
paniKa