środa, 9 listopada 2011

gdzieś podziało się lato...

z bólem patrzę jak moje wrzosy za oknem powoli tracą kolor. Z uporem maniaka zalewam je coraz większą ilością wody w nadziei, że może jeszcze choć na chwilę odzyskają swoje pierwotne pastele. Taszcząc kolejną konewkę wody, szepcę sobie pod nosem, że chociaż jeszcze tydzień...chociaż jeszcze dwa.... Usilnie próbuję zatrzymać to, co pozostało mi po lecie. Niewiele tego niestety. Dni zaczynają zlewać się jeden z drugim. Słońca jak na lekarstwo. Szarość nieba nie ułatwia uśmiechania się nawet w myślach do samej siebie. Nie robię już tysiąca rzeczy na raz, coraz częściej mam za to ochotę zaszyć się w łóżku z kubkiem ciepłej herbaty i dobrą książką w ręku. Błądzę w codzienności jak we mgle, niechcący obijając się o własne obowiązki.
Koniecznie muszę pogodzić się już z myślą o tegorocznej jesieni. Wezmę więc może Pana Ka. pod rękę i pójdę do Parku Sołackiego - tam poszukać pozytywnych aspektów jesieni. Krótkich dni, mglistych poranków i nadto chłodnych wieczorów. Z pewnością pozytywne ich strony istnieją. 
Z pewnością ...

O efektach poszukiwań niezwłocznie doniosę:)











Pozdrawiam najcieplej jak tylko potrafię,
paniKa

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz